Przed chwilą dowiedziałam się, że mój dawny dobry kolega (no dobra, powiedzmy, że były chłopak), którego pod wpływem impulsu i złego humoru rzuciłam jakieś trzy lata temu został dyrektorem oddziału w Radomiu! Kurczę, gdybym wiedziała, że Rafał zajdzie tak daleko i to w tak krótkim czasie na pewno dwa razy rozważyłabym nasze rozstanie, bo w końcu bycie dziewczyną, a ostatecznie i żoną dyrektora oddziału to nie byle co. Wolę nawet nie myśleć ile teraz Rafał zarabia i ile razy tymi zarobkami przebija mojego obecnego chłopaka, który jest zwykłym elektromechanikiem samochodowym.
Gdy koleżanka powiedziała mi o zawrotnej karierze Rafała, dyrektor oddziału Radom, przyznam, że coś ścisnęło mnie w dołku i nagle poczułam wyrzuty sumienia przeplatane z zazdrością. Zapragnęłam w jednej chwili rzucić wszystko, pojechać do Rafała i przeprosić go za dawne krzywdy. Wiem, że wygląda to nie za dobrze, bo świadczy o moim materializmie, ale cóż zrobić. Całe życie żyłam w biedzie licząc pieniądze od pierwszego do pierwszego i modląc się, bym akurat w tym miesiącu na nic nie zachorowała, bo przyjdzie mi wybierać między lekami, a jedzeniem.
Gdybym została z Rafałem i nie unosiła się honorem po którejś z naszych dużych kłótni teraz nie musiałabym się martwić o pieniądze, a chleb z masłem i serem zastąpiłabym wyjściami do wykwintnych restauracji. Na miejscu lumpeksu pojawiłyby się galerie handlowe, a zamiast organizować sobie prywatny salon piękności w domu, na farbowanie włosów chodziłabym do salonu fryzjerskiego.